Czy znacie podstawowy model fińskiego producenta zegarków Suunto 3 Fitness? Od teraz jego nowsza wersja nosi nazwę Suunto 3. Należy docenić uproszczenie nomenklatury. Nie dajcie się jednak zmylić. To, że w nazwie nie ma już nic o fitnessie nie oznacza, że najtańszy Suunto cokolwiek utracił. Za to trochę zyskał: nową wyższą cenę. I niewiele więcej. Po co więc to zamieszanie z nazwą? Trudno powiedzieć. Jedyne co z pewnością nie przeszło niezauważone to właśnie cena. Obecnie za Suunto 3 trzeba zapłacić 999 zł, a koszt poprzednika to 649 zł.
Coś się jednak musiało zmienić. Na pocieszenie płacąc więcej otrzymujemy zegarek z fabryki w Finlandii. Wersje „Fitness” były produkowane w Chinach. Bardzo mi się ta zmiana podoba. Zapewne oprócz poprawienia jakości nieplanowaną zaletą będzie uniezależnienie się od dostaw z Państwa Środka, które już są opóźnione w wielu branżach przez epidemię koronawirusa.
Drugą zmianą jest materiał z którego wykonaną kopertę. Teraz użyto tworzywa ABS, popularnego materiału dla drukarek 3D. Nowy Suunto 3 jest dostępny w pięciu wersjach kolorystycznych, różnych od tych znanych z wersji „Fitness”.
Po półtorej roku od premiery pierwszej „trójki” otrzymujemy zatem zegarek w którym niewiele się zmieniło. Pozostaje aktualne zatem najważniejsze pytanie nurtujące osoby chcące zakupić ten model. Czy warto wydać niespełna 1000 zł na zegarek który nie posiada wbudowanego GPS?